Przejdź do treści

Rowerowa Strona Spartan

Krym 2002

Petersburg 2001

Lwów 2000

Rzym 1999

Suwałki 1998

Bałtyk 1997

Zakopane 1996

Raport z rajdu do Suwałk (6/9)

Michał



23 lipca, czwartek, Suwałki Temperatura znacznie opadła i mogliśmy opuścić Suwałki. Przez Augustów oraz Dąbrowę Białostocką dotarliśmy do Różanegostoku. Zostaliśmy mile przyjęci, spaliśmy po części w pokojach, po części na korytarzu. Dzień zakończyliśmy dorobkiem 90 przejechanych kilometrów.

24 lipca, piątek, Różanystok Ruszyliśmy dalej - przez Sokółkę dotarliśmy do Białegostoku. Bez problemu znaleźliśmy nocleg w przedszkolu prowadzonym przez siostry zakonne. Jedna z nich pomogła nam rozlokować się. Mieliśmy dziwne uczucie, gdy zasiedliśmy przy maciupkich stolikach, na jeszcze mniejszych krzesełkach. Przekomiczny widok. Wszyscy przypomnieli sobie dzieciństwo - to były czasy! Wieczorem śpiewaliśmy sobie wspólnie z towarzyszącą nam siostrą zakonną, która wspaniale przygrywała na gitarze. Wcześniej zrobiliśmy sobie krótki spacer po mieście. Przypadkiem trafiliśmy do kafejki internetowej - nie mogłem się oprzeć i wysłałem mail'a do kumpli we Wrocławiu. Tego dnia poszliśmy spać grubo po drugiej w nocy. Nawet nie czuliśmy specjalnie tych przejechanych 79 km.

25 lipca, sobota, Białystok Skierowaliśmy się na Zabłudów i przez Narew oraz Hajnówkę dotarliśmy do miejscowości (właściwie to wsi) Białowieża położonej niemal w samym centrum Puszczy Białowieskiej. Po drodze Grzesiek przez nieuwagę porysował rowerem stojący na poboczu samochód. Zmuszeni byliśmy poczekać ponad pól godziny, aż sprawa zostanie wyjaśniona (na komisariacie!). Zrekompensował nam to przejazd przez puszczę: czyste, chłodne powietrze, piękny las, pusta droga o stałym, lekkim nachyleniu - byliśmy urzeczeni. Nocowaliśmy na scenie auli Szkoły Leśnej. Przed snem spojrzałem na licznik - 92,6 km.

26 lipca, niedziela, Białowieża Wraz z przewodnikiem podziwialiśmy dzisiaj panoramę puszczy z wysokiej (białej!) wieży miejscowego kościoła, lokalną zabudowę wsi (niesamowite wrażenie pozostawiły domy - w starym stylu, miało się wrażenie, że to skansen), zwiedziliśmy Park Narodowy (w części ścisłej nikt nie ingeruje - przewrócone drzewo leży tak długo, aż zgnije, dlatego las ma charakter dziewiczy, wygląda jak puszcze setki lat temu) i rezerwat żubrów (prawdziwą furorę zrobiły... łosie). Dopiero ok. 16 ruszyliśmy w dalszą drogę i z tego powodu nie pokonaliśmy zaplanowanej trasy. Po 54,9 km zatrzymaliśmy się w Kleszczelach. Na miejscu okazało się, że możemy mieć kłopoty z noclegiem: sołtys był w stanie wskazującym i nie mógł rozmawiać na temat udostępnienia nam jakiejś salki szkolnej. Znaleźliśmy się w kropce. Z opresji wyratowało nas małżeństwo w średnim wieku, które zaofiarowało się przenocować nas u siebie w stodole, na sianie. Z radością przyjęliśmy ich propozycję. Gospodarze okazali się ogromnie miłymi i gościnnymi ludźmi - pomogli nam przygotować kolację, poczęstowali przetworami własnej produkcji, zaprosili dziewczęta na noc do pokoju gościnnego. Ostatecznie wszystkie dziewczyny twardo postanowiły spędzić noc na sianie - po ich rezygnacji z wygodnego pokoju skorzystało kilku chłopaków. Po kolacji jeszcze długo rozmawialiśmy. Potem spokojnie wdrapaliśmy się na pachnący stóg siana i ściśnięci, jak sardynki w puszce, zasnęliśmy.