Raport z rajdu do Zakopanego (8/8)
Marcin Pilch
27.07.1996 (Oświęcim - Brzezinka - Oświęcim) Tego dnia zwiedzaliśmy obozy zagłady w Oświęcimiu i pobliskiej Brzezince. Widzieliśmy skutki działania Hitlerowców i ogrom ich zbrodni. Przedmioty, pomieszczenia, zdjęcia oraz film dokumentalny, który pokazano w obecnym muzeum były niepodważalnym dowodem zagłady milionów ludzi. Nawet dziś nie jest łatwo myśleć o tym, co się wtedy działo.
28.07.1996 (Oświęcim - Kietrz) Z Oświęcimia przez Brzeszcze, Pszczynę, Żory dojechaliśmy do Rybnika, w którym miała miejsce mała kraksa. Otóż przed jednym z kilku miejscowych rond kolega Jarek zagapił się na piękną dziewczynę przechodzącą obok chodnikiem i nie zauważył, że jadący przed nim Padre przycisnął hamulce. Przez nieuwagę Jarka obaj przewrócili się na asfalcie i nieco potłukli. Na szczęście inni zdążyli się zatrzymać. Mógł powstać niezły karambol. Natomiast bohaterka tego wydarzenia pośmiała sie trochę i poszła w swoją stronę. Potem spokojnie dojechaliśmy przez Racibórz do Kietrza, gdzie był kolejny nocleg.
29.07.1996 (Kietrz - Nysa) Z Kietrza pojechaliśmy do Głupczyc. Potem przez Klisino do Prudnika tuż obok granicy. Teren był znowu bardziej urozmaicony. W Prudniku krótka przerwa i odjazd do Nysy. Nogi mieliśmy tak wyćwiczone, że cały czas ciągnęliśmy na największych przełożeniach nie zważając na wzniesienia, szorstki asfalt i przeciwny wiatr. Razem z Ekspresem zrobiliśmy małą ucieczkę. Pruliśmy ile sił w nogach, gdy nagle z tyłu zajechał nas Krzysztof na swojej kolarce i powiedział: "Część chłopaki". Jechał z nami jakieś 10 minut, po czym rzekł: "Ale wy się wleczecie" i wypruł do przodu. Pod tabliczkę "Nysa" dojechał jakiej 5 minut wcześniej od nas. Tam w trojkę czekaliśmy na resztę. Trwało to około 45 minut. Zdarzyliśmy załatwić potrzeby fizjologiczne, najeść się jabłek rosnących w pobliżu i nieźle wynudzić. Wreszcie dotarł peleton. Pojechaliśmy razem szukać miejsca noclegu. Wieczorem zrobiliśmy wypad na miasto. Obejrzeliśmy rynek i całe centrum. Jednak nie mogliśmy znaleźć lokalu, w którym warto byłoby posiedzieć. Dopiero jeden z napotkanych miejscowych dobrze nas pokierował i trafiliśmy do przyjemnej knajpki w piwnicach kamieniczki. Tam zabawiliśmy jakiś czas. Wróciliśmy na miejsce noclegu dość późno i wszystko było już pozamykane. Musieliśmy przechodzić przez betonowy murek, na którym nasz pechowiec Jarek podrapał sobie tylna część ciała.
30.07.1996 (Nysa - Wrocław) Ostatni etap przebiegał bardzo spokojnie. Wszyscy jechali niezłym równym tempem. Jechaliśmy przez Grodków, Brzeg i Oławę. W Oławie rozdzieliliśmy się. Mieszkańcy Oleśnicy i okolic pojechali prosto na północ. Reszta ruszyła do Wrocławia. Na tym ostatnim odcinku miała miejsce ostatnia gleba rajdu. Jej bohaterem był tym razem Ekspres. Chciał ulżyć Przerzutce w podjeździe pod górkę, pchając jej rower. Tak się skupił na tym zadaniu, że zapomniał o kierowaniu swoim mustangiem. Efekt był taki, że wyleciał przez skręconą kierownice i wylądował na asfalcie. Całe szczęście, że nic mu się nie stało. Szczęśliwie dojechaliśmy do domu. Przejechaliśmy niewiele ponad 1000km, ale zwiedziliśmy wiele ciekawych miejsc i bardzo zżyliśmy się ze sobą. Byliśmy bardzo zadowoleni ze sposobu w jaki spędziliśmy te dwa tygodnie. Już wtedy wiedzieliśmy, że za rok zrobimy wszystko, żeby pojechać na podobny wyjazd.