Raport z rajdu do Zakopanego (7/8)
Marcin Pilch
Dalszy odcinek zjazdu pokonywaliśmy ostrożniej, ale szybko. Po zjeździe odbiliśmy w Widłach na nasz skrót. Początkowo droga była przejezdna, chociaż nieźle nas wytłukła. Później był kamienisto-żwirowy podjazd. Rowerem obciążonym przez bagaż nie dało się wjechać. Musieliśmy wprowadzać cały sprzęt pod górę. Po obu stronach były piękne widoki. Beskid Żywiecki jest bardzo malowniczym łańcuchem górskim. W czasie wprowadzania zaczął padać deszcz. Szczęśliwym trafem na całkowitym odludziu szybko znaleźliśmy drewnianą wiatę niewiadomego przeznaczenia, pod którą schroniliśmy się i przeczekaliśmy opady, podziwiając okoliczną przyrodę. Po deszczu wdrapaliśmy się na szczyt i zaczęliśmy zjazd po mokrej trawiasto-błotnistej ścieżce. Przy tym zjeździe skuteczność hamulców nie przekraczała 10%.Robiliśmy niesamowite manewry, żeby zjechać bez gleby. W końcu znaleźliśmy się w jakiejś wiosce. Mieliśmy w planie dojechać do Żywca, jednak paskudna pogoda i nadchodząca noc zmusiły nas do poszukiwania jakiegokolwiek noclegu w pobliżu miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Wysłaliśmy gońców na poszukiwania i wreszcie znaleźliśmy pensjonat we wsi Koszarawa. Nie mając innego wyjścia podążyliśmy tam razem w deszczu. Początkowo szefowa przyjęła nas miło. Dla dziewczyn znalazły się nawet łóżka. Jako przemoczeni podróżnicy chcieliśmy wysuszyć swoje ubrania. Rozciągnęliśmy własny sznurek i rozwiesiliśmy rzeczy. Jednak pensjonarce coś się nie spodobało i zrobiła się strasznie marudna. Rano powstała niezła kolejka do toalety. Na domiar złego zatkał się klozet. Kiedy szefowa dowiedziała się o tym, wpadła we wściekłość. Podobno była strasznie nieprzyjemna przy uregulowaniu należności za nocleg. Znaleźliśmy drugą toaletę i tam o dziwo nastąpiła ta sama awaria. "To za nieprzyjazne traktowanie" -powiedział jeden z uczestników. Odjechaliśmy zostawiając niespodziankę nieprzyjemnej gospodyni.
26.07.1996 (Koszarawa - Oświęcim) Następnego dnia dojechaliśmy do Żywca. Tam zrobiliśmy sobie postój. Zaopatrzyliśmy się na dalszą drogę i odwiedziliśmy doskonale wyposażony sklep rowerowy. W owym sklepie kupowaliśmy głównie linki hamulcowe, ponieważ wiele uległo zerwaniu na zjazdach. Na honorowym miejscu stał rower-cudo( jak na tamte czasy).Miał oryginalny osprzęt Shimano (przerzutki Acera, hamulce, piasty), amortyzatory i porządną ramę. Wymiatał wszystkie Scott'y. Kosztował 12900000 starych złotych. Wtedy można było za te pieniądze kupić np. 15-letniego malucha. Wyprodukowany został przez rodzimą firmę Romet. Ciekawe czemu nigdzie (poza Żywcem) nie widziałem takiego roweru. Może to był prototyp? Z Żywca pojechaliśmy malowniczą trasą nad zalewami rzeki Soły. Najpierw jechaliśmy po prawej stronie wielkiego zbiornika retencyjnego. Następnie przejechaliśmy między zalewami i dalej jechaliśmy po lewej stronie. Przejechaliśmy przez Kęty i dotarliśmy do Oświęcimia zgodnie z planem. Tam przyjęto nas bardzo ciepło. Specjalnie dla nas przygotowano sytą i smaczną kolację.