Przejdź do treści

Rowerowa Strona Spartan

Krym 2002

Petersburg 2001

Lwów 2000

Rzym 1999

Suwałki 1998

Bałtyk 1997

Zakopane 1996

Raport z rajdu do Lwowa (9/11)

Elżbieta Łysek i Sabrina Nowak



14.08.2000 Piwniczna Zdrój - Jasło (95,52 km.) Rano na mszy postanowiliśmy pośpiewać, lecz niestety chłopcy nie mogli wydobyć z siebie niskich tonów. Fałszowaliśmy więc niemiłosiernie. Padre, wściekły, że nikt nie kwapił się do sprzątania, ogłosił, iż za rok przed rajdem odbędzie się selekcja - pojadą tylko ci solidarni. Przez noc rzeczy oczywiście nie zdążyły nam wyschnąć, ale cóż to za rozkosz ubierać je znów i ruszać w drogę. Ten dzień był wyjątkowy, gdyż wyjechał Intencjusz wraz z Geodetą, a szanowna pani Intencja przesiadła się za kierownicę. W Starym Sączu postanowiliśmy zjeść obiad, na który czekaliśmy znów około 2 godzin wylegując się na prowizorycznej scenie w środku miasta. Trzeba też koniecznie wspomnieć, że na obiad zjedliśmy podwójną, a niektórzy nawet potrójną porcję ruskich pierogów. Cudnie świeciło słoneczko i ogarnęło nas rozleniwienie, niewymownie więc cierpieliśmy, gdy trzeba było ruszać dalej. Nasz nocleg wypadł dziś w Jaśle u franciszkanów. Aby nas ugościli, powołaliśmy się na ich patrona, jednak zakonnicy zaskoczyli nas tym, że na nasze wywody o postulatach i życiu św. Franciszka odpowiedzieli, że to było tak dawno. Po raz kolejny mogliśmy doskonalić się w myciu w umywalkach, na szczęście z ciepłą wodą.

15.08.2000 Jasło - Przemyśl (122,58 km.) Etap wyszedł nam troszeczkę dłuższy niż przewidywaliśmy w naszych początkowych planach, ale należało nadrobić 20 km. Przy wyjeździe z Krosna pogubiliśmy się(nikt z "młodzieży" nie został na skrzyżowaniu), więc zdenerwowana Intencja zaczęła szaleć samochodem- zaczęła od zatrzymania się na środku skrzyżowania. Dziś wieczorem koniecznie musieliśmy dojechać do Przemyśla, więc się spieszyliśmy. Jednak jak mówi powiedzenie - jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy - nie obyło się bez przygód. Najpierw musieliśmy pokonać dwa wielkie podjazdy, potem Monika (córka Intencji) miała wypadek i dosyć mocno stłukła sobie nogę, więc musiała jechać samochodem. Zaczęło robić się ciemno i jadący z nami Padre zaczął się denerwować i narzekać. W naszej pamięci zapisał się niesamowity księżyc - był ogromny i w pełni, więc choć częściowo oświetlał nam drogę. Dodatkowo ktoś, bardzo zresztą "inteligentnie," ustawił na środku drogi butelki z wodą, które stwarzały ogromne zagrożenie. Niektórzy nawet mieli okazję w nie wjechać. Jakby tego było mało, tuż przed Przemyślem w samochodzie wysiadły światła. Mieliśmy dość. Na miejscu oprócz łóżek i pryszniców czekało nas jeszcze wchodzenie na trzecie piętro. Jednak na pytanie naszych gospodarzy, czy do Lwowa jedziemy pociągiem, zgodnie odkrzyknęliśmy, że NIE.

16.08.2000 Przemyśl - Medyka - Przemyśl - Lwów (33,61 km.) Niestety dziś musieliśmy przeżyć straszną stratę, gdyż Intencja nasz opuszczała, stwierdzając, że Ukraina jest zbyt niebezpieczna. Również Jezus nas opuścił, gdyż jego paszport nie był w najlepszym stanie i nie chciał ryzykować. Do Medyki jechało się bardzo dobrze, gdyż po płaskim. Mielimy problemy z przekroczeniem granicy, ponieważ ukraińscy celnicy nie mogli się zdecydować pod jaką kategorię podlega rower. Polacy skierowali nas na przejście dla pieszych, gdzie granicę przekroczyliśmy bez problemów. Kłopoty zaczęły się z Ukraińcami, którzy skierowali nas raz na przejście dla samochodów, drugi raz dla pieszych. W końcu zostało ustalone, że przechodzimy tym dla pieszych. Tam problemem byli jednak Ukraińcy, którzy krążyli z towarami na handel. Widok był niesamowity. Ogromne baby z jaskrawymi makijażami, wielcy spoceni panowie, młode kobiety ze złotymi zębami. Nie chcieli oni spokojnie poczekać na swoją kolej, tylko przepychali się między rowerami, pod rowerami i przechodzili po rowerach. Jeden z nich nawet rozginał koła aby przepuścić swoją małżonkę. Na nasze prośby i tłumaczenia odpowiadali, że spieszą się na autobus. Doszliśmy do wniosku że nie ma sensu się z nimi kłócić i przepychać, więc stwierdziliśmy, że jedziemy pociągiem. Kiedy wracaliśmy przez polską granicę celnicy odradzali nam wyjazd na Ukrainę. Wtedy Padre powiedział im, że przejechaliśmy przejechaliśmy przecież kawałek Europy. Na to celnik odpowiedział: "Europę taaak...".