Przejdź do treści

Rowerowa Strona Spartan

Krym 2002

Petersburg 2001

Lwów 2000

Rzym 1999

Suwałki 1998

Bałtyk 1997

Zakopane 1996

Raport z rajdu do Rzymu (11/11)

Marcin Kląskała



22 dzień: Castel Gandolfo - Rzym - Casalotti (50 km.) Obudziliśmy się już o 5 rano, gdyż chcieliśmy zająć dobre miejsca na mszy, która zaczynała się o siódmej. Odbywała się ona na dziedzińcu Pałacu, na który zostaliśmy wpuszczeni przez Gwardię Szwajcarską. Msza była dla nas naprawdę ogromnym przeżyciem. Uczestniczyło w niej około 200 osób, głównie z Polski. Prowadził ją osobiście Jan Paweł II. Po mszy zamienił on kilka słów z każdą grupą uczestników. My zdążyliśmy tylko powiedzieć, że jesteśmy rowerzystami z Wrocławia. Przy okazji dyżurny fotograf zrobił naszej drużynie zdjęcie z Ojcem Świętym, a biskup Dziwisz rozdał nam pamiątkowe obrazki. Te zdjęcia, które odebraliśmy później w Watykanie, wiszą dziś chyba na ścianie w pokoju każdego z nas. Gdy wyszliśmy z powrotem na rynek, można było odnieść wrażenie, że jesteśmy w Polsce, gdyż dookoła słychać było tylko głosy naszych rodaków. Pora była jeszcze dość wczesna, więc zrobiliśmy sobie mały spacer po miasteczku, podczas którego mogliśmy podziwiać jego piękne położenie nad brzegami dwóch jezior. Przed południem ruszyliśmy w drogę powrotną do Rzymu, aby móc odwiedzić te jego fascynujące miejsca, w które jeszcze nie dotarliśmy. Przede wszystkim odwiedziliśmy starożytne katakumby, gdzie w podziemnych niszach pochowani byli pierwsi papieże. Później odwiedziliśmy ogromną Bazylikę św. Pawła za Murami a także ponownie Watykan, aby w Domu Pielgrzyma odebrać nasze zdjęcia z Castel Gandolfo. Pod wieczór pożegnaliśmy się z Wiecznym Miastem i wróciliśmy do Casalotti, gdzie na naszym ulubionym ryneczku bawiliśmy się do późnej nocy. Muszę dodać, że dla niektórych z nas ta noc była naprawdę bardzo krótka. Około 2 w nocy kilku osobom zachciało się jeszcze raz zobaczyć Rzym. Jak pomyśleli, tak uczynili. Doszli oni piechotą (ciemną nocą) aż do Placu św. Piotra, skąd dopiero przegonili ich Carabinieri. Z powrotem przyszli dopiero o 6 rano, 2 godziny przed przyjazdem naszego autobusu.

23 dzień: Casalotti - Wrocław (1600 km. - tym razem autokarem) No cóż, wszystko co najlepsze ma niestety kiedyś swój kres. O 9 rano przyjechał po nas autokar i musieliśmy zapakować do niego nasze rowery (w niezwykle ekwilibrystyczny sposób) a później siebie samych. Z łezką w oku pożegnaliśmy nasze miłe Casalotti i ruszyliśmy na północ. Z okien autokaru mogliśmy raz jeszcze obejrzeć niektóre odcinki naszej trasy, z tym że teraz nasze całodzienne etapy pokonywaliśmy w godzinę. Gdy tak oglądaliśmy sobie raz jeszcze włoskie, austriackie i czeskie krajobrazy, nie mogliśmy uwierzyć, że to wszystko udało nam się przejechać na rowerach. Ale z drugiej strony byliśmy już pewni, że w przyszłych latach uda nam się dotrzeć na rowerze w każdy zakątek Europy. Jednak ten pierwszy zagraniczny - rzymski rajd na pewno najmocniej utkwi w naszych wspomnieniach.