Raport z rajdu na Krym (2/6)
Marcin Kląskała
Od momentu przekroczenia granicy dało się łatwo odczuć, że jesteśmy już w innym kraju. Chaty po obu stronach drogi z murowanych coraz częściej stawały się drewniane, a młode dziewczyny - pasterki prowadziły na okoliczne pastwiska niezliczone stada krów, zajmując przy tym często niemal połowę jezdni. Podobnie jak my byliśmy zaskoczeni obecnością krów na drodze, tak samo okoliczni mieszkańcy dziwili się niezmiernie peletonowi rowerzystów przejeżdżających przez ich wieś. Po kilku dniach przyzwyczailiśmy się już do tego, iż gdzie byśmy nie zatrzymali się na chwilę, tam w mgnieniu oka schodziła się grupka mieszkańców, której musieliśmy opowiadać skąd i dokąd jedziemy. Nasze krótkie wyjaśnienia musiały budzić nieskrywany podziw, gdyż w odpowiedzi słyszeliśmy zawsze jedno słowo - "mołodcy"(zuchy). W tym momencie dodać trzeba, iż na całej naszej trasie byliśmy przyjmowani przez wszystkich bardzo gościnnie i niejednokrotnie częstowano nas owocami z sadu, czy też krystalicznie czystą i zimną wodą ze studni. Dodać należy, iż wielu ludzi których spotkaliśmy po drodze deklarowało, że jest polskiego pochodzenia a pozostali - czy to Ukraińcy czy Rosjanie - powtarzali, że Polaków bardzo lubią i szanują.
Po kilku dniach przyzwyczailiśmy się również do miejscowych specjałów. Naszym ulubionym napojem stał się kwas chlebowy, nalewany z wielkich beczek przez "babuszki" na rynku niemal każdego miasteczka. Do dziś nie możemy odżałować, że napój ten jest niespotykany w naszych sklepach. Wspomniane babuszki sprzedawały również pyszne pierożki nadziewane mięsem, kapustą, grzybami i czym jeszcze się dało, które kosztowały grosze i stanowiły podstawę naszego wyżywienia.
Pierwszym z celów turystycznych naszej wyprawy był Lwów, dawniej wielkie centrum polskiej kultury i nauki, a dziś niekwestionowana stolica zachodniej części Ukrainy. Jest to miasto niezmiernie bogate w zabytki, którego niezwykła architektura jest wynikiem wielowiekowej wspólnej egzystencji Polaków, Ukraińców, Żydów, Ormian i wielu innych narodowości. Największe wrażenie zrobił na nas niedawno odrestaurowany Cmentarz Orląt Lwowskich połączony z pięknym Cmentarzem Łyczakowskim a także katedra łacińska, gdzie król Jan Kazimierz składał tzw. "śluby lwowskie". Zwiedzając Lwów żałowaliśmy jedynie, że miastu temu brak jest dopływu odpowiednich środków finansowych na odrestaurowanie wszystkich jego zabytków.