Raport z rajdu nad Bałtyk (4/5)
Marcin Kląskała
26 VII Słupsk Ze Słupska ruszyliśmy prosto na południe i jechaliśmy aż do zmroku w ciemno, jeśli idzie o nocleg. Przejechaliśmy Trzebielino, Miastko, Biały Bór, aż wreszcie znaleźliśmy gościnnego proboszcza we wsi Gwda Wielka nad Gwdą. Rzekę tę zapamiętałem na długo, ponieważ na skutek niezręczności pewnej osoby zatonął w niej komputerek-licznik-rowerowy. Bartek próbował go jeszcze wyłowić, ale cóż - popłynął do Bałtyku. Nabilismy 97 km.
27 VII Gwda Wielka Ruszyliśmy z Gwdy Wielkiej prawie "o suchym pysku", jako że była właśnie niedziela i na wsi chleba dostać się raczej nie da. Za to śniadanie zjedliśmy sobie 10 km dalej w Szczecinku na pięknym wybrzeżu miejscowego jeziora. Ze Szczecinka polecieliśmy dalej 11-tką (miła droga, w większości z poboczem) przez Okonek i Jastrowie do Piły. Tutaj mieliśmy trochę czasu, żeby pospacerować sobie po mieście, a ja spojrzałem parokroć w nurt rzeki Gwdy, czy aby nie przepływa nią właśnie mój licznik, upuszczony nieopatrznie przez Misia. Przejechane zostały 92 km.
28 VII Piła Z Piły dotarliśmy do Ujścia. Nazwa pochodzi od ujścia Gwdy do Noteci, a więc była to ostatnia szansa na przechwycenie licznika. Przechwyt nie nastąpił, za to pojawiły się nowe trudności. Zjechaliśmy z 11-tki, gdyż wymyśliliśmy skrót równoległa boczną drogą. Po paru minutach okazało się, że nie ma Sabriny, która nie zauważyła, że skręciliśmy i pojechała drogą główną. Musieliśmy z Krzyśkiem cofnąć się i ruszyć w pogoń za nią, a z peletonem wyznaczyliśmy sobie miejsce spotkania na styku obu tras. Tymczasem Sabrina, która jak dotąd rzadko jeździła w czołówce, dała takiego czadu, że dogoniliśmy ją dopiero po 15 km, a w punkcie spotkania czekaliśmy na cały peleton prawie 2 godziny. Okazało się, że Borealowi poszedł support w rowerze i do Poznania musiał dojechać pociągiem, a rower oddać do warsztatu. My w końcu też tam dotarliśmy (do Poznania, nie warsztatu) w godzinach wieczornych. Pora była dość późna, co nie przeszkodziło nam ruszyć na zwiedzanie miasta, z którego wróciliśmy do Winogrodu, gdzie mieliśmy nocleg, o 2 w nocy. Tego dnia wybiło nam 108 km.