Przejdź do treści

Rowerowa Strona Spartan

Krym 2002

Petersburg 2001

Lwów 2000

Rzym 1999

Suwałki 1998

Bałtyk 1997

Zakopane 1996

Raport z rajdu do Rzymu (9/11)

Marcin Kląskała



Wspomnienia z Casalotti W Casalotti spędziliśmy cztery noce, nie ma się więc czemu dziwić, że aż do dziś mamy w pamięci różne zabawne epizody z tego miasteczka. Wszyscy spaliśmy w jednej sali, obok której znajdowała się jedna toaleta i umywalka. Jak na włoskie upały było to stanowczo za mało, ale jak zwykle my - Spartanie znaleźliśmy na wszystko sposób. W położonym obok naszego domku ogrodzie znajdował się bowiem kran z długim szlauchem, pod którym codziennie wieczorem mogliśmy brać chłodne prysznice. Trzeba zaznaczyć, że kilkadziesiąt metrów dalej znajdował się blok mieszkalny z ustawionymi w naszą stronę balkonami pełnymi mieszkańców. Wcale nam to jednak nie przeszkadzało i kąpaliśmy się tam w samych kąpielówkach, a ostatniego wieczoru niektórzy z nas nawet bez nich. Myślę, że Włosi nawet nie zwrócili na nas uwagi, bo to przecież społeczeństwo, które nie przywiązuje wagi do drobiazgów. Samo miasteczko będziemy również wspominać bardzo sympatycznie. W jego centrum znajdował się niewielki ryneczek z maleńką fontanną otoczoną ławeczkami pośrodku. Ławeczki te stały się miejscem naszych cowieczornych spotkań przy piwie. Główną atrakcją ryneczku była jednak lodziarnia, otwarta do 1 - 2 w nocy, która serwowała wspaniałe italiano gelato, tak dobre, że nie da się tego opisać. Staliśmy się jej stałymi klientami, a Wojtek zrobił sobie nawet z panienkami-lodziarkami pamiątkowe zdjęcie. Będąc w Casalotti nie mogliśmy również nie spróbować klasycznej włoskiej pizzy, o średnicy wielkości ponad 50 cm. Wybór rodzajów był bardzo duży, tak że zamawianie zajęło nam chyba więcej czasu niż jedzenie. W miasteczku było jeszcze jedno miejsce, które do dziś wspominamy z wesołością. Był to kram warzywno-owocowy, który znajdował się przy drodze z Rzymu. Kupowaliśmy tam zawsze owoce, ale nie tylko. Było to bowiem jedno z nielicznych miejsc w okolicy, gdzie mogliśmy kupić piwo. Ponieważ po godzinie 20 sprzedawca był monopolistą w tym zakresie, musieliśmy zaopatrywać się u niego, choć ceny miał nieco zawyżone. Ale i na to znaleźliśmy sposób. Okazało się, że w sprzedaży jest piwo "cold Peroni" z lodówki i o wiele tańsze "hot Peroni" nie chłodzone przez sprzedawcę(dla niezorientowanych - Peroni to jedno z najpopularniejszych włoskich piw). My dla oszczędności braliśmy oczywiście "hot Peroni" i chłodziliśmy je później domowym sposobem w wiadrze. Tylko sprzedawca dziwił się, że Polacy są tacy twardzi i piją wersję "hot". Takie to były nasze przygody w miasteczku Casalotti.

19 dzień: Casalotti - Rzym (50 km.) Oczywiście będąc w Casalotti nie traciliśmy czasu i nazajutrz ruszyliśmy na zwiedzanie Rzymu. Pierwsze swe kroki skierowaliśmy oczywiście do Watykanu, gdzie mieliśmy nadzieję zobaczyć papieża. Niestety, okazało się że następna audiencja generalna odbędzie się dopiero za tydzień, co bardzo popsuło nam humory. Ale nic to, żyje się dalej. Obejrzeliśmy cudowną Bazylikę św. Piotra oraz Muzea Watykańskie z freskami Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej. Następnie przejechaliśmy koło Zamku św. Anioła - twierdzy, w której papieże chronili się w czasie oblężeń Rzymu przez obce wojska. Po południu zrobiliśmy rundkę po rzymskim śródmieściu. Odwiedziliśmy m.in. piękną Fontannę di Trevi oraz usiedliśmy na oblężonych, tym razem przez turystów Schodach Hiszpańskich. Niesamowitym przeżyciem była możliwość odwiedzenia i zobaczenia miejsc, które dotychczas znało się z historii, zdjęć oraz filmów. Po tym pełnym wrażeń dniu wróciliśmy na noc do domu.