Przejdź do treści

Rowerowa Strona Spartan

Krym 2002

Petersburg 2001

Lwów 2000

Rzym 1999

Suwałki 1998

Bałtyk 1997

Zakopane 1996

Raport z rajdu na Krym (1/6)

Marcin Kląskała



Co prawda od końca wakacji minęło już trochę czasu, ale może właśnie dlatego późna jesień i deszczowa pogoda sprzyjają temu, żeby powspominać naszą letnią wyprawę rowerową z ks. Henrykiem Łuczakiem i opowiedzieć o niej naszym Czytelnikom.

Już na koniec zeszłorocznego rajdu, którego trasa wiodła przez Litwę, Łotwę, Estonię, Rosję, Finlandię i Szwecję postanowiliśmy, że w tym roku znów ruszymy poznać kraj naszych wschodnich sąsiadów. Tym razem nasz wybór padł na Ukrainę, a w szczególności Półwysep Krymski, który miał stanowić punkt docelowy naszej wyprawy na dwóch kółkach. Do wyboru takiej trasy skłoniły nas ubiegłoroczne pozytywne doświadczenia z Rosji i państw nadbałtyckich, gdzie przyjmowano nas bardzo gościnnie, a wszystkie ostrzeżenia o niebezpieczeństwach panujących w tamtych regionach okazały się niczym nie uzasadnione. Poza tym spośród uczestników naszego rajdu na Ukrainie było dotąd bardzo niewiele osób, a jeśli już, to tylko w niedalekim Lwowie. W związku z tym nowa trasa wszystkim wydała się bardzo interesująca.

W tegorocznym rajdzie uczestniczyło 35 osób, o 5 więcej niż przed rokiem. Chętnych do wyjazdu było co prawda o wiele więcej, ale względy organizacyjne spowodowały, że nie mogliśmy przyjąć wszystkich. Większość ekipy stanowili doświadczeni rajdowicze, podróżujący z ks. Henrykiem od kilku dobrych lat oraz jak zwykle kilku debiutantów, co spowodowało, iż rozpiętość wiekowa uczestników wynosiła od 14 do 25 lat. Na całej trasie towarzyszył nam również pan Andrzej Kijewski, ojciec jednej z rowerzystek, który wiózł samochodem osobowym nasze namioty, kuchenkę gazową oraz wiele innych niezbędnych rzeczy.

Nasz rajd rozpoczęliśmy w Przemyślu, dokąd dotarliśmy pociągiem z Wrocławia. Pierwszy etap wiódł z Przemyśla do Lwowa. Po 15 km bez żadnych problemów przekroczyliśmy granicę w Medyce i znaleźliśmy się na terytorium Ukrainy. Jedynie ukraińscy celnicy usiłowali przekonać nasze dziewczyny, że nie warto się tyle męczyć na rowerze i lepiej zostać z nimi, ale nasze dzielne rajdowiczki postanowiły jednak jechać dalej, w związku z czym byliśmy z nich bardzo dumni.