Przejdź do treści

Rowerowa Strona Spartan

Krym 2002

Petersburg 2001

Lwów 2000

Rzym 1999

Suwałki 1998

Bałtyk 1997

Zakopane 1996

Raport z rajdu na Krym (4/6)

Marcin Kląskała



Po kilkudziesięciu kilometrach podróży przez wschodnią Ukrainę dojechaliśmy do jednego z głównych celów naszej wyprawy - słonecznej nadmorskiej Odessy. Spędziliśmy w niej dwa dni podczas których mogliśmy podziwiać przepiękną secesyjną zabudowę miasta, przespacerować się po monumentalnych, 196-stopniowych Schodach Potiomkinowskich a także po raz pierwszy wykąpać się w Morzu Czarnym, które okazało się o wiele cieplejsze od naszego Bałtyku.

Po odpoczynku w Odessie ruszyliśmy na ostatni, 500-kilometrowy odcinek naszej trasy. Kolejno przemierzane przez nas regiony Ukrainy znacznie różniły się od okolic poznanych wcześniej. Przede wszystkim zmienił się krajobraz - wszechobecne dotychczas wzgórza zastąpione zostały przez stepy. Teren zrobił się płaski jak stół, wśród roślinności dominowały trawy i kwiaty a miasta pojawiały się coraz rzadziej. Mogliśmy więc powtórzyć słowa wieszcza i powiedzieć, że "wpłynęliśmy na suchego przestwór oceanu". Klimat również stał się o wiele cieplejszy, co sprzyjało pojawianiu się na przydrożnych straganach ogromnych arbuzów, ważących niemal 10 kg i odznaczających się wybornym smakiem. Po drodze na Krym, koło obwodowego miasta Chersoń mieliśmy okazję przejechać mostem nad wodami siwego Dniepru, króla ukraińskich rzek.

19 dnia naszej rowerowej podróży minęliśmy w końcu tabliczkę oznaczającą granicę Autonomicznej Republiki Krymu i znaleźliśmy się na półwyspie, będącym celem naszej wyprawy. Po przejechaniu stepami około 100 km dotarliśmy do nadmorskiego kurortu Eupatoria, gdzie zakończyliśmy rowerową część rajdu. Nasze liczniki pokazały 1550 km. W Eupatorii przydarzyła się nam bardzo sympatyczna przygoda. Wybraliśmy się bowiem miejscowym tramwajem na plażę, aby zaznać trochę odpoczynku po długiej podróży. Już sama jazda tramwajem, którego drewniane wagony pochodziły jeszcze z lat 40-tych, a bilety były wydrukowane w czasach ZSRR stanowiła nie lada atrakcję. W pewnym momencie pani sprzedająca bilety spytała się nas, skąd pochodzi taka duża grupa. Gdy odpowiedziałem, że przyjechaliśmy z Polski na rowerach wzbudziło to ogromną sensację, a za chwilę już wszyscy ludzie w tramwaju o tym mówili i zaczęli nam gratulować. W tym czasie konduktorka szepnęła coś motorniczej i po chwili z głośnika dobiegł głos tej ostatniej. Na wstępie pozdrowiła nas serdecznie, po czym zaczęła opowiadać o mijanych po drodze atrakcjach turystycznych. Na stacji końcowej obie panie wysiadły razem z nami i odprowadziły nas prawie pod samą plażę. Był to jeden z wielu przykładów pokazujących mentalność ludzi z tamtych stron. Początkowo bardzo nas to dziwiło, ale z czasem uznaliśmy to za rzecz najzupełniej naturalną.