Przejdź do treści

Rowerowa Strona Spartan

Krym 2002

Petersburg 2001

Lwów 2000

Rzym 1999

Suwałki 1998

Bałtyk 1997

Zakopane 1996

Raport z rajdu nad Bałtyk (3/5)

Marcin Kląskała



22 VII Gdańsk Nadszedł dzień, kiedy trzeba było znów zasiąść na nasze rumaki. Miał to być jednak kolejny dzień rekreacyjny - więcej zwiedzania niż jazdy. Nawiedziliśmy więc Oliwę, sopockie molo i gdyński port (przy okazji kolejna wskazówka gastronomiczna - bar "Bursztynowy" w Sopocie, bez zarzutów, choć nieco na uboczu). A na nocleg, znowu w strugach deszczu, dotarliśmy do Rumii. Jak na dzień rekreacji przystało - dorobek 55 km.

23 VII Rumia Tego dnia zmierzaliśmy wzdłuż wybrzeża do naszych kresów północnych. Ruszyliśmy boczną drogą przez Mrzezino do Pucha. Po drodze ku naszemu zdziwieniu musieliśmy pokonać dwa dość ostre kilkudziesięciometrowe podjazdy i wolę nie powtarzać, co niektórzy mówili sobie pod nosem. Ale później było już tylko morze i nareszcie słońce, a po drodze Swanewo, Władysławowo i Cetniewo. Oczywiście zaliczyliśmy też polski Nordkapp - przylądek Rozewie (54°50˘N) i najbardziej wysuniętą na północ latarnię morską, gdzie mieszkał swego czasu Stefan Żeromski. Później przez Jastrzębią Górę dotarliśmy do Karwii, gdzie postanowiliśmy dokonać zaślubin z morzem. Przeżyliśmy szok - woda była tak zimna, że tylko najwięksi twardziele (w tym ja!) odważyli się zamoczyć nogi. Końcówka dnia to dojazd przez Urokową do Dębek. Po drodze zdarzyła się jeszcze jedna niezbyt miła przygoda. Otóż jadąc sobie piękną krętą drogą przed Dębkami podziwialiśmy zachód słońca, aż tu nagle z tyłu wyskoczył VW Golf i lusterkiem zahaczył Misia. Z samochodu wyskoczyło czterech dresiarzy lekko nafazowanych i kazali sobie za to lusterko zapłacić. Na poparcie swych argumentów pokazali nam pałkę baseballową, którą wyjęli z bagażnika. Za chwilę nadjechał cały peleton z Padrem i chłopaki spuścili z tonu. Rzucili nam tylko na do widzenia strasznymi groźbami i pojechali na dyskotekę. My dotarliśmy do Dębek, gdzie spaliśmy w lasku w szopie o wymiarach około 3x5 metrów, tak że leżeliśmy jak sardynki w puszcze. Ja akurat znalazłem się między dwoma dziewczynami, więc źle nie było. Odcinek miał 70 km.

24 VII Dębki Z Dębek wyruszyliśmy z mocnym postanowieniem, że tego dnia musimy już koniecznie wykąpać się w morzu. Nastąpić to miało w morskiej stolicy Polski - Łebie (niech się tutaj nie obrażą Ustka i Międzyzdroje). Jechaliśmy najpierw 10 km piękną leśną drogą do Białogóry, a później przez Choczewo i Łebieniec. Tam wreszcie mogliśmy się zanurzyć w chłodnych, ale znośnych falach Bałtyku. Pod wieczór przez Wicko pojechaliśmy do naszej kolejnej bazy - Główczyc.

25 VII Główczyce I oto nadszedł ostatni dzień na Wybrzeżu. Z Główczyc ruszyliśmy do wsi Kluki nad jeziorem Łebsko. Droga, którą jechaliśmy istnieje tylko na superdokładnych mapach. Cała wiedzie przez tereny Slowińskiego Parku Narodowego i pokryta jest dziwnym czarnym pyłem, który pokrył nas od stóp do głów. Kluki to bardzo atrakcyjna wieś, gdzie zwiedziliśmy Skansen Wsi Słowińskiej z 200-letnimi chatami, a z niedalekiej wieży widokowej oglądaliśmy panoramę jeziora Łebsko i słynne wędrujące wydmy widoczne w oddali. Z kluków przez Smołdzino i Objazdę przyjechaliśmy do Ustki, gdzie raz jeszcze mogliśmy popluskać się w morzu. Ostatni odcinek dnia do Słupska przejechaliśmy już o zmierzchu. W Słupsku mieliśmy jeszcze zabawne perypetie z poszukiwaniem noclegu. Tradycyjnie był on zapewniony w kościele Salezjanów, ale nie znaliśmy adresu. Pytaliśmy więc ludzi, a ci otwierali tylko szeroko oczy. Jeden zdziwiony taksówkarz spytał nawet, czy Salezjanie to nie jest przypadkiem jakaś sekta. Błąkaliśmy się aż do godziny 23, gdy w końcu jeden chłopak wskazał nam właściwą drogę. Pojechaliśmy więc według wskazówek i gdy w gablocie kościoła zobaczyliśmy obraz don Bosco, z ulgą stwierdziliśmy: "To tu!" Liczniki wskazały 90 km.